Jak Sowieci przesłuchiwali płk Zygmunta Janke i jak zamiast katowania dostał kawę i ciasteczka
[…] pod koniec lat 40. w sowieckie ręce trafił płk Zygmunt Janke, ps. Walter, w latach wojny szef wywiadu Okręgu Łódzkiego Armii Krajowej, a następnie komendant Okręgu Śląskiego AK. Po wojnie dalej prowadził walkę. Był postacią tak ważną, że przesłuchania prowadzili wyłącznie sowieccy oficerowie. Przesłuchania mordercze. Był bity, torturowany, masakrowany. Któregoś dnia, jak mi opowiadał, zrozumiał, że dłużej me wytrzyma. Ani tortur fizycznych, ani znęcania się psychicznego, upokorzeń, plucia w twarz, szyderstwa i obrazy.
Kiedy którejś nocy wrócił zmaltretowany do celi, wyjawił współwięźniowi, chłopakowi z NSZ, że szuka sposobu, by skończyć z tym i odebrać sobie życie. – Czy pan zwariowal? – zaprotestował chłopak. – Chce się pan sam zabić? Po co? Polski pułkownik ma okazać tym zwyrodnialcom słabość? Ma pan dwa metry wzrostu – mocno przesadzając, tłumaczył chłopak. – Ma pan dynamit w pięści. Niech pan strzeli przesłuchującego w pysk. Przecież go pan zabije. A wtedy oni zabiją pana, bez grzechu samobójstwa i bez ryzyka, że się panu me uda.
Zygmunt Janke wysluchał, nic nie powiedział, położył się spać, lecz nie mógł zasnąć. Gdy rano wkroczyli do celi klawisze i usłyszał: – Ty sukinsynu na J … wychodzić, uściskał chłopaka i poszedł bez słowa. W pokoju przesłuchań, gdy na powitanie dostał w twarz, odwinął się i, wkładając w cios wszystkie sily, uderzył. Sowiecki oficer padł na podłogę. Drugi wyciągnął pistolet i, wymachując nim, wzywał pomocy. Lecz nie strzelił. Do pomieszczenia wpadło jeszcze kilku. Pułkownik Janke ukląkł i modlil się, żegnając z życiem. Sowieci wynieśli nieprzytomnego towarzysza. I zaległa cisza. Na kilkanaście minut, a może i dłużej.
I nagle do pokoju weszło ich kilku. Jeden niósł tacę z kawą i ciasteczkami. – Czy pan pułkownik zechce się napić kawy? – zapytali. – A może papierosa? Od tego dnia nikt go nie uderzył ani nie opluł. Rozmawiali z nim jak z oficerem. Fakt, na procesie skazali na śmierć, ale wyroku nie wykonali.
– I czy ktoś zrozumie Rosjan? – pytał płk Janke. – Uszanowali pańską silę, odwagę i niezależność – sugerowałem. – A skąd! – odpowiedział. Tylko zmienili taktykę. Skoro bicie i znęcanie okazało się nieskuteczne, wnieśli ciasteczka. To cała Rosja.
Dariusz Baliszewski w felietonie „Rosja bez zmian”