Jak w 1951 r. polski rząd „podarował” Sowietom ziemie bogate w węgiel
Rok 1945 był rokiem narodowej tragedii dla Polaków. Rzeczpospolita Polska utraciła Kresy Wschodnie – blisko połowę swojego dotychczasowego terytorium. Wydawało się, że definitywnie odpadły od Macierzy Wilno i Lwów. Miliony ludzi, którzy przeżyli wojenną gehennę, musiało porzucić swoje rodzinne stronyi udać się na obce im ziemie. To nie był jednak jeszcze koniec koszmaru. Kilka lat później Sowieci sięgnęli po kolejne rdzennie polskie obszary.
W latach 30. ubiegłego wieku polscy geologowie prowadzili badania na Roztoczu, na wschód od Lublina. Wyniki ich prac były bardzo obiecujące. W szerokim pasie ciągnącym się od Lublina do Lwowa odkryto potężne złoża węgla kamiennego. Ilość kopaliny zalegającej pod powierzchnią ziemi szacowano na dziesiątki milionów ton. W dodatku stwierdzono również występowanie znacznych ilości gazu ziemnego. Surowiec ten, choć nie był wówczas powszechnie wykorzystywany, miał przed sobą przyszłość.
Wielki Brat upomina się
Pokłady węgla były istotnie potężne. Jednak ówczesna technika nie pozwalała jeszcze na ich natychmiastową eksploatację. Nad większością złóż zalegają bowiem kurzawki. Próby wierceń powodowałyby po prostu zalewanie szybów. Kurzawek nie było tylko nad stosunkowo płytkimi złożami położonymi w tak zwanym kolanie Bugu – w okolicach Sokala. Jednak wybuch wojny spowodował, że dość zaawansowane już prace przygotowawcze zostały przerwane. W wyniku agresji sowieckiej i przy milczącej aprobacie zachodnich aliantów Polska utraciła wschodnie Roztocze. Jednak granica na Bugu pozostawiała po stronie polskiej część dawnego województwa lwowskiego wraz z historycznymi miastami Bełz, Sokal czy Krystynopol. Polacy mogli nadal cieszyć się sławnym obrazem Matki Boskiej Sokalskiej wystawionym w miejscowym kościele pod wezwaniem św.św. Piotra i Pawła czy zachowanym XVII-wiecznym, wspaniałym pałacem Potockich w Krystynopolu. Jak się okazało, nie na długo jednak…

Bogate w węgiel kolano Bugu w zamian za skrawek Bieszczad… (mapa z książki: Witold Sienkiewicz, Polska od roku 1944, Demart 2011).
Począwszy od 1943 roku na terenach tych trwały zacięte walki polsko-ukraińskie i raczej tu niż na obszarach podgórskich miało miejsce największe nasilenie walk z oddziałami UPA w latach 1945-1947. Wreszcie pod koniec lat 40. na tereny te zaczęli powracać dawni mieszkańcy. Jednak właśnie wtedy tuż za granicą, za Sołokiją i Bugiem, pojawiły się sowieccy geologowie. Pod osłoną nocy, po kryjomu prowadzili prace wiertnicze także na terytorium RP! Było to tak jawne i oczywiste pogwałcenie polskiej suwerenności, że dziś nie mieści się to nam w głowie. Jednak wówczas miejscowe władze „nie zauważały” wielokrotnego naruszania polskich granic. Z pewnością odpowiednia instrukcja wpłynęła do władz powiatowych Warszawy.
Nagle w połowie 1950 roku na mieszkańców wschodniej części powiatu hrubieszowskiego jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że rząd RP wystąpił do prezydium Rady Najwyższej ZSRS z propozycją odstąpienia tych terenów Związkowi Sowieckiemu. Była to typowa dla Sowietów perfidia dyplomatyczna, było bowiem oczywiste, że polski rząd, nawet komunistyczny, nigdy z własnej inicjatywy nie odstąpiłby żadnych terenów.
To Sowieci przekonali polskich komunistów, że taka transakcja będzie dla Polski „korzystna”.
Dobromil za złoto
Co było motorem działań Moskali? Oczywiście węgiel kamienny. Sowieccy geologowie stwierdzili, że zasoby surowca zalegające w kolanie Bugu wynoszą około 15 milionów ton! Warto się było schylić po takie ilości czarnego złota. Zapewne nie do końca ufano polskim sojusznikom, skoro Wielki Brat zdecydował się bezpośrednio położyć na złożach swoją łapę.
Oczywiście rodzi się pytanie: dlaczego Sowiety nie zaanektowały tych terenów od razu, w 1945 roku? Uczestnicy rozmów prowadzonych latem tegoż roku w Moskwie nie wspominają, by Rosjanie już wówczas podnosili ten problem. Czyżby w ferworze negocjacji zapomniano o tym? A może nie zapoznano się jeszcze wówczas z wynikami przedwojennych prac polskich geologów? Może Stalin obawiał się reakcji aliantów i konsekwentnie trzymał się tzw. linii Curzona, bo i tak wiedział, że do sprawy będzie mógł wrócić później, kiedy się wszystko uspokoi… Ponieważ to nie był już ten czas, kiedy Stalin mógł po prostu pchnąć swoje dywizje, bo Polska była przecież formalnym sojusznikiem ZSRS, Sowieci musieli wymyślić jakieś bardziej dyplomatyczne rozwiązanie. Zaproponowali ostatecznie Polsce zamianę terytoriów. Za „kolano Bugu” Polska miała otrzymać rekompensatę w postaci obszaru położonego wokół Ustrzyk Dolnych w Bieszczadach. Pierwotnie planowano odstąpić Polsce również obszary dawnego powiatu drohobyckiego wraz nie należącą do RP częścią linii kolejowej Ustrzyki Dolne – Przemyśl, a z nią między innymi miasta Dobromil i Chyrów (ze słynnym pojezuickim gimnazjum dla chłopców). Jednak te ostatnie tereny miały wrócić do Polski pod warunkiem zapłacenia rekompensaty w złocie. Złota domagali się bezczelnie sowieccy dyplomaci w zamian za odstąpienie polskiej stronie szybów wiertniczych ropy naftowej w Czarnej w Bieszczadach. Żądanie było o tyle bezsensowne, że szyby, zbudowane w końcu za pieniądze polskich przedsiębiorców, po wojnie nie były już eksploatowane.
Polacy jednak – ku zdumieniu Sowietów i Stalina – odrzucili to żądanie i kolej drohobycka do Polski nigdy nie wróciła. Dzisiaj, jadąc pociągiem z Ustrzyk Dolnych do Przemyśla, trzeba przejechać przez terytorium Ukrainy, a kiedyś jechało się przed ZSRS i była to jedyna okazja, by przyjrzeć się Bolszewii bez paszportu.
Czerwonohrad zamiast Krystynopola
Podpisana bardzo szybko – 15 lutego 1951 roku – umowa przewidywała, że „Każda z Umawiających się Stron przekazuje bez odszkodowania w stanie nienaruszonym nieruchomy majątek państwowy, spółdzielczo-kołchozowy, spółdzielczy, jak również inny majątek społeczny, włącznie z urządzeniami przedsiębiorstw, kolei żelaznych, środków łączności, Rządowi państwa, na rzecz którego przechodzi dane terytorium”. Polscy mieszkańcy ziemi bełskiej pozostawili swój dobytek i poszli na wygnanie. Osiedlono ich na terenach odzyskanych, na lichych ziemiach podgórskich. Sowieci przez kilka lat zdążyli obszary te skolektywizować. Tak więc oprócz rozgrabionych kołchozów nic tam nie zastano. Tymczasowi gospodarze prowadzili typową gospodarkę rabunkową, barbarzyńsko wycinając bieszczadzkie lasy. Jedyną większą miejscowość na tych terenach, czyli przedwojenne Ustrzyki Dolne, przemianowano na Szewczenkowo – na cześć ukraińskiego poety. Tymczasem na nowo zajętych terenach utworzono potężny kombinat przemysłowo-wydobywczy. Krystynopol przemianowano na Czerwonogród. W mieście mieszka dziś 150 tysięcy ludzi.
Sowieci udławili się jednak sokalską kością. Dziś złoża węgla są na wyczerpaniu. Działa zaledwie kilka kopalni, resztę zamknięto. Cały obszar ma dziś status zagrożonego ekologicznie. Zanieczyszczenie środowiska jest tak duże, że dzieciom wyrastają zęby bez szkliwa, zaś zachorowalność na pylicę płuc wielokrotnie przekracza nawet miejscowe, dość liberalne normy. Dziś można domniemywać, że Polacy z zagospodarowaniem ziemi bełskiej poradziliby sobie jednak lepiej.
Ciekawostka: W lutym 1953 roku w okolicach Tarnobrzega odkryto gigantyczne złoża siarki. Jej ilość szacowano wówczas na jedną trzecią światowego zapotrzebowania na ten surowiec. O stopniu zaufania do sowieckiego sojusznika najlepiej świadczy fakt, że gdy wiadomość ta została triumfalnie ogłoszona przez komunistyczną propagandę, ludność zamieszkała na wschodnim brzegu Wisły zaczęła masowo przenosić się wraz z całym dobytkiem na stronę zachodnią. Władze UB donosiły, że miejscowa ludność jest przekonana, iż teraz ZSRS zapragnie rozszerzyć swe granice aż po Wisłę. Panika była tak wielka, że aby uspokoić ludność, ściągano pracowników z centrali MSW.
Wspinając się po najwyższych szczytach bieszczadzkich, warto pamiętać, że niewiele brakowało, a nawet i te obszary odpadłyby od Polski. Podczas obrad mieszanej komisji delimitacyjnej Sowieci zaproponowali „wyprostowanie granicy”. Argumentowano, że wciśnięty na południowy-wschód „worek bieszczadzki” będzie trudno dostępny i „ bezużyteczny” dla Polaków. Rosjanie proponowali, by granicę poprowadzić na północny wschód od szczytu Wielkiej Rawki w kierunku Smolnika. Tym samym poza polskim terytorium znalazłyby się pasma Połoniny Caryńskiej oraz tzw. Gniazda Tarnicy. Dziś do Ukrainy należałyby Ustrzyki Górne czy Wołosate. Na szczęście sprzeciw polskich ekspertów udaremnił te pomysły. Jeden z nich, geograf Stanisław Leszczycki, wspominał po latach: „Strona radziecka zaproponowała też uproszczenie granicy na samym południu – przez obcięcie wybrzuszenia bieszczadzkiego. Uważam za swój osobisty sukces, że Bieszczady w rejonie Ustrzyk Górnych (ok. 380 km kwadratowych) pozostały przy Polsce. W tym przypadku powołałem się na wcześniejsze porozumienie z 1944 r. i późniejszy układ, gdzie granicę wyznaczono od źródeł Sanu wzdłuż biegu tej rzeki”.